No hej misiaczki! Zbliża się Nowy Rok, więc wstawiam wam nowy rozdział. Przybyło was sporo i ciągle piszecie do mnie, co mnie uszczęśliwia i motywuje.
Dzięki! Niżej się rozpisze!
Obudziłam się i poczułam narastający ból głowy.
Oparłam się o łokcie. Nie miałam pojęcia gdzie właśnie się znajduję. Leżałam na wygodnym łóżku, nieco wgniecionym, ale mniejsza o to. Na ścianach wisiały plakaty Linkin Park i Beatlesów. Okna zapłonione były ciemnymi roletami. Wszędzie walały się koszulki, bokserki czy spodnie. Wiem jedno. Byłam w pokoju u jakiegoś chłopaka. Ale za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć jakiego i jak tu się znalazłam.
Wspomnienia wróciły na zawołanie
-Lucy! Lucy!- ktoś do mnie krzyczał, a mi robiło się coraz cieplej.
Delikatnie mnie podniósł i zaniósł na rękach do samochodu. Znalazłam się w ich mieszkaniu. Położył mnie na swoim łóżku, muskając przy tym moją szyję. Nie rozumiałam co się dzieje, gdy on szepnął: jesteś bezpieczna.
Leże w łóżku Harr'ego Stylesa.
Wiele fanek chciałoby się znaleźć na moim miejscu, ale mi nie było zbyt wesoło. Straciłam ostatnie osoby którym mogłam zaufać. Ciocie, która płaciła za wszystko i pracowała dla mnie.
Wujka, który zawsze się ze mną śmiał z byle czego, nawet gdy sytuacje były poważne.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i ruszyłam w poszukiwaniu łazienki co nie było trudne bo znajdowała się za drzwiami które były się w pokoju Stylesa.
Spojrzałam w lustro.
Przede mną stała drobna i wychudzona postać, która nie jadła od dłuższego czasu. Jej oczy były podkrążone. Nie miała czym płakać, więc wydawała z siebie tylko ciche pojękiwania. Jej włosy nie myte od trzech dni miały wplątane w kosmyki popiół. Popiół ze swojego poprzedniego mieszkania. Miała po rozdrapywany lakier, a ciuchy prawie podarte. Wyglądała jak bezdomna. Nie przypominała dawnej Lucy Jones. Tamta była zadbana i zgrabna, chodziła w czystym mundurku, a włosy zazwyczaj miała związany w warkocz. Wysypiała się i nie płakała.
Nie doceniała mamy. Nie doceniała tego czym jest szczęście które ją otaczało. A teraz wszystkiego żałuje. Tego, że istnieje zamiast jej mamy, cioci czy wujka. Za ojcem nie tęskniła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że on sprawiał im największą krzywdę. Zdradzał mamę z sekretarką, a ta osoba w lustrze w to nie wierzyła. Była zapatrzona w tatę nie widząc jak cierpi mama.
Odwróciłam się od lustra.
Nie mogłam patrzeć na tą bezradną i zadufaną osobę. Tą osobą jestem ja. Pieprzone życie!
Wbiłam sobie żyletkę w rękę, która nie wiem jak znalazła się w mojej ręce. Zaczęłam krwawić, cholernie mnie to bolało. Poczuj się jak mama! Sprawiałam jej ból każdym swoim słowem i nigdy nie powiedziałam jej, że ją kocham. Nigdy. Naprawdę nigdy.
-Lucy!- ktoś silny przyciągnął mnie do siebie obejmując ramionami.
-Co.. co ty zrobiłaś?- wyjąkała ta osoba wkładając kosmyki moich włosów za ucho.
-Nienawidzę siebie. Nie mam nikogo bliskiego- szepnęłam.
-Jak możesz tak mówić?! Jestem przy tobie! Spójrz na mnie!- krzyknął zachrypniętym głosem.
Przede mną stał Harry, bez koszulki, bez spodni, w samych bokserkach. Normalnie to chciałabym się zapaść pod ziemię, albo zarumieniłabym się jak burak. Ale to nie była normalna sytuacja.
-Harry daj mi odejść.- wydukałam ledwie słyszalnym tonem.
-Nie.- przytulił mnie mocniej.
-Ale ja chce.- próbowałam dalej.
-Ale ja chce mieć cię przy sobie. Każdy czegoś pragnie. Każdy ma marzenia, które są realne i mniej realne.- powiedział mi do ucha.
-Zostaniesz?- spytał.
-Zostanę.- wtuliłam się w jego tors.
Jakby ktoś nas zobaczył w zaistniałej sytuacji, pomyślałby sobie, że jesteśmy parą.
*Harry*
Położyłem ją w wannie. A co miałem zrobić? Bałem się zostawić ją na chwilę samą. Bałem się, że ją stracę. Zająłem się szukaniem bandażu co nie odniosło się sukcesem. Chwyciłem swoją ulubioną koszulkę i zawiązałem ją w okół rany, aby nie zakrwawiła się na śmierć. Wziąłem ją na ręce. Była taka lekka, niczym piórko. Nawet z rozmazanym makijażem wyglądała jak anioł. Jej ciało było bezwładne, ale oddychała. Nałożyłem na nią moją koszulę, bo pewnie było jej zimno. Zszedłem na górę.
-Chłopaki pomóżcie!- zaniosłem ją do salonu gdzie nikogo nie było.
-Harry coś ty jej zrobił?!- wbiegł Louis.
-Chciała się zabić, pieprzoną żyletką!- warknęłam i wyciągnąłem kluczyki z kieszeni.
-Pomóż mi ją zanieść do samochodu!- powiedziałem otwierając im drzwi do garażu.
Usiadłem za kierownicą. Moje ręce się trzęsły jak cholera. Poza tym było mi zimno. Miałem założone tylko spodnie które szybko wcisnąłem na siebie w salonie.
-Ja poprowadzę, ty nie jesteś w stanie.- zabrał mi kluczyki Tomilson
-Dzięki.- oznajmiłem.
Usiadłem z tyłu kładąc głowę Lucy na moich kolanach. Głaskałem ją po głowie, a całemu zdarzeniu przyglądał się Louis przez lusterko.
-Co?- spytałem.
-Nic. Tylko dziwi mnie to, że tak się ją przejąłeś.- oznajmił z uśmiechem na twarzy.
-Kocham ją.- szepnąłem tak abym tylko ja to usłyszał. No ostatecznie doszłoby to do Lucy, ale była nieprzytomna.
Wziąłem ją na ręce i wysiadłem z nią z samochodu. Nie było paparazzi, co dziwne.
Wbiegłem do szpitala lekko zdyszany.
-Pomóżcie mi!- krzyknąłem.
Lekarze zabrali ją i zanieśli do którejś sali, a ja usiadłem na krześle które stało nieopodal. Nie mogłem wejść. Wszystkie pielęgniarki zjadały mnie wzrokiem. No tak, nie miałem na sobie koszulki.
-Przepraszam, ale potrzebuję pana pomocy. Chciałabym uzupełnić dokumentację dziewczyny którą pan przyniósł. Imię i nazwisko?- uprzejma blondynka podeszła do mnie z papierami.
-Lucy Jones.- oznajmiłem, nie podnosząc głowy.
-Wiek? Numery do bliskich?- pytała dalej.
-Ma.. 18 lat.- nie byłem pewny.
Tak mało o niej wiem.
-Bliskich z tego co wiem to nie ma. Ostatnimi osobami których miała to wujek i ciocia, zginęli w pożarze.- wydukałem.
-Rozumiem. A pan, kim dla niej jest?- uśmiechnęła się.
-Ch.. Przyjacielem.- powiedziałem.
Na początku chciałem skłamać. Ale by mnie zabiła gdyby przeżyła.
Siedziałem bezradnie jakieś pół godziny, gdy przyszli chłopaki.
-Masz koszulkę.- cisnął we mnie tkaniną, Liam.
-Jak z nią?- spytał smutny Niall.
-Na razie nic nie wiem.- opuściłem głowę.
-Wszędzie są paparazzi.- syknął Louis, siadając obok mnie.
-Lucy Jones odzyskała przytomność, na szczęście była to nie głęboka rana, ale brawo za słuszną decyzje przywiezienia ją tutaj.-podszedł do nas doktor. Nijaki Carol Smith, jeżeli plakietki nie kłamią.
-Prosiła Harr'ego Stylesa do siebie.- dodał po chwili Smith.
Widziałem minę Niall'a. Bezcenna.
Pewnie jest zazdrosny.
*LUCY*
-Kocham ją.
Pewnie myślał, że tego nie słyszałam, ale ja wszystko czułam i rozumiałam. Gdy mnie głaskał delikatnie po głowie czułam, że unoszę się trzy metry nad niebem, albo jeszcze wyżej. Gdy zakładał na mnie nieporadnie swoją koszulę, myślałam, że motylki w brzuchu rozniosą mnie na kawałki.
-Hej.- powiedział cicho Harry, wchodząc na salę.
-Hej.- uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz?- spytał.
-A jak mam cię czuć po próbie samobójczej? Dziękuje, że byłeś wtedy ze mną.- dotknęłam jego ręki. Czuliście się kiedyś tak, jakbyście unosili się w przestworzach, a w waszym brzuchu wszystko się kręciło i robiło fikołki? Jak tak właśnie się czuje dotykając jego rękę.
-Nie ma za co.- szepnął siadając obok mnie.
-Zostałeś mi tylko ty.- wydukałam.
-A Niall? Louis?- spytał.
-Ich przy mnie nie było, gdy chciałam się zabić oraz przy śmierci mojej cioci i wujka. Ty wtedy ze mną byłeś. Jestem ci winna przysługę której do końca życia nie zdołam ci wynagrodzić.- łzy cisnęły mi się do oczu.
-Shh.. Już jest wszystko dobrze.- pocieszał mnie.
Nigdy nie będzie dobrze. Zawsze coś w nieoczekiwanym momencie musi się spieprzyć. O, tak po prostu!
Bo Bóg miał taką zachciankę!
*Harry*
Zasnęła po piętnastu minutach.
Puściłem jej rękę i pocałowałem ją w policzek.
-Wierze w ciebie.- szepnąłem.
Wstałem i ruszyłem do wyjścia.
-Jak z nią?!- dobiegł do mnie Louis.
-Śpi.- zdołałem na nieśmiały uśmiech.
-Ale lepiej jest z nią?!- dopytywał.
-Tak, Lou.
-Doktor powiedział, że jeżeli Lucy się zdecyduje to wypiszą ją jutro.- podszedł do nas Niall.
-Musi zamieszkać u nas!- wpadł na pomysł Tomilson.
-Ale gdzie? Nie mamy dla niej pokoju.- oznajmiłem.
-To już ona zdecyduje.- uśmiechnął się arogancko Niall.
Ha! Będzie u mnie i ze mną spać!
Spoważniej Styles, spoważniej. Nie liczy się teraz ty i ona. Liczy się jej życie które w ostatnich godzinach zawisło na włosku.
Ale żyje, dzięki mnie.
No, no :) To dopiero początek tego ,,złego,,. Ale więcej wam nie zdradzę :) Rok 2014 był dla mnie lekko dziwny i słaby, ale 2015 będzie super. Mam nadzieje, że w waszym przypadku też. Trzeba cieszyć się z wszystkiego, jak chłopcy z 1D <3
Pytanka:
1)Podoba się rozdział?
2)Może być taka długość?
3)Jak myślicie czy Lucy odwzajemnia to uczucie do Hazzusia?
Pozdrawiam i miłej nocy, lub dnia, haha!
Madzia. xoxo
Prooooooszę niech ona będzie z Niall'em!! <3 A z Harry'm niech zostaną dobrymi przyjaciółmi :)
OdpowiedzUsuńNie zdradzę co będzie działo się dalej, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. Może Niall też znajdzie miłość? Ale shh! Wszystko może się zdarzyć :* Zostawię cie w niepewności :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Naprawdę mi się podoba twoje opowiadanie. Zaskakujące jest to, że masz 13 lat, a moje koleżanki które mają 18 lat nie piszą takich świetnych opowiadań. Ale z tym trzeba się urodzić i nie możesz o tym zapominać, bo może kiedyś będziesz wydawać świetne książki i może podbijesz serca nimi tak jak Igrzyska Śmierci twoim. Mogłyby być troszkę dłuższe, ale co za dużo to nie zdrowo haha :) Świetnie prowadzisz dialogi, popracuj trochę nad opisami, bo jest ich mało. Znaczy się to moje zdanie, bo niektórzy lubią czytać tylko dialogi :) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. PS. Szykuje się nowy romansik Harrego?? <3
OdpowiedzUsuńDzięki. To jedyne słowo które teraz mogę wypowiedzieć.. Jestem zaskoczona <3
UsuńDokładnie Magda, mówiłam Ci :D
UsuńO Boże nie! Przecież to, że Harry był z nią w tej chwili, było przypadkiem...
OdpowiedzUsuńPrzecież, gdyby ktoś inny ją odwiózł...
Przecież, gdyby ktoś inny zobaczył, że próbowała się zabić...
To był jeden cholerny przypadek!
O czym ona mówi????
Dokładnie!
UsuńLu nie moze być z Harrym ;(
OdpowiedzUsuń