wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 7: To dopiero początek cz.1

Informacje nie muszą być zgodne z prawdą. Proszę o komentarze, choćby z anonimowego konta. Pod spodem notatka!


Jak bardzo mnie nienawidzisz, że powiedziałeś mi to patrząc cały czas w moje oczy? Zerkałam na niego. Nie miałam pojęcia co zrobić. Ostateczną i najlepszą opcją było po prostu wyjście z tego pieprzonego domu pełnego cholernych dupków! Ma sławę, okej. Ale tak nisko podupaść? Tak. Nisko. Podupaść. Słowo w słowo. Przypomina to mnie. I moje cudowne życie, które kiedyś było uporządkowane, a teraz? Wszędzie gdzie stanę, gdzie spojrzę lub to co dotknę się psuje. Chodzący pech, Lucy Jones. Popchnęłam go do tyłu i weszłam do kuchni po moją torebkę. -Idziesz?- spytała zatroskana Danielle. -Nie chciałem tego powiedzieć!- wparował speszony Niall. -Ale powiedziałeś!- syknęłam. Stanął mi na drodze. -Rusz dupę i się odsuń, bo..- nie dokończyłam, ponieważ Niall mi przerwał. -Bo co?!- uśmiechnął się. -Bo popamiętasz moje słowa. Jedno słówko ode mnie. Media we wszystko wierzą, ludzie też.- tym razem ja zrobiłam grymas na twarzy. Zrobił się blady i od razu się odsunął. Zemsta potrafi być słodka, nie? *Harry* To co usłyszałem kompletnie mnie zaskoczyło. Ciekawe co on jej powiedział? Nowe oblicze kochaniutkiego i szanującego kobiety, Niall`a się wyjawia? -Co ty jej nagadałeś?- przerwał niepokojącą ciszę Louis. -Nie powinno cię to obchodzić.- rozsiadł się na swoim wcześniejszym miejscu. -Alb dowiemy się od ciebie, albo od niej, ostatecznie mediów.- uśmiechnęła się chamsko Perrie. -Że ją nienawidzę! Pasuje?!- warknął. -Co?!- wstał oburzony Zayn. -Jesteś dupkiem! Kobiety mają uczucia! A ona powinna być traktowana dobrze, zwłaszcza po tym co przeszła.- oznajmiła Danielle. -Jeżeli jej stan się pogorszy to nie ręczę za siebie.- powiedziałem a wszyscy spojrzeli się na mnie zaskoczeni. Ta, mówię to ja! Ten który wcześniej tak bardzo ją nienawidził. -Co?- odezwał się Niall do mnie. -Harry! Słyszysz sam siebie?! Ty ją kiedyś chciałeś zabić, a mnie pouczasz?!- dodał po chwili. -To było silniejsze ode mnie! Znasz moją przeszłość! Ale ja nie żyję przeszłością. Dla mnie liczy się to co teraz się dzieje.- uśmiechnąłem się z pogardą. Horan wstał i kopnął krzesło. -Dobra! Powiem jej, że ją kocham! Szczęśliwi? Bo ja nie! Okazałbym się słaby. Ja naprawdę to do niej czuję, ale wiem, że ona się zmieniła i nie wytrwamy ze sobą dnia!- walnął w stół. -Spróbuj.- pewnie oznajmił Liam. Obudził się. -Postaram się, ale nie obiecuję.- wyszedł. Wszyscy na mnie zerknęli z uśmiechem na twarzy. -Co znowu?- spytałem. -No ja tam jestem zaskoczony, że tak ją bronisz. Nie wiem jak inni.- zachichotała Dan. -Harry czy ty i ona to coś, no wiesz?- zapytał mnie Louis. -Nie.- syknąłem. *Lucy* To mnie pożera od środka. Ja tak bardzo nienawidzę siebie. Nie okazuj tego, że jesteś słaba. Ludzie czekają na twoją klęskę. Jesteś silna. Jesteś silna. Jesteś słaba. Nic dodać nic ująć. Właśnie patrzę na swoje marne odbicie w lustrze. Widzę niewyspane i zapłakane oczy, a w dodatku ten rozmyty makijaż. Opuchniętą twarz. Od płaczu, rzecz jasna. Oraz ten beznadziejny grymas na twarzy, który jest krzyżówką bólu i smutku, z kawałkami szczęścia i samotności. Nie mam nikogo. Każdy czeka na moją zagładę. Ciekawe kto przybyłby na mój grób, gdyby to się stało. Louis, Zayn, Liam? Nikt! Tylko ciotka która ledwo co chodzi. Widzę jej przemęczenie. Ale ona kocha gotować w restauracji, więc nie przestaję. Restauracja jest ważniejsza ode mnie. Czasami tak myślę. Ale w chwilach głębszego smutku, gdy doszukuję się chociaż jednego plusa, widzę, że robi to abym miała szczęśliwą przyszłość. Każdy zarobiony grosz, oddaje mi. I to jedynie pozostawia mnie przy życiu. Jej poświęcenie. Usiadłam na swoim miękkim łóżku. Szare ściany, kilka plakatów z Linkin Park, oraz meble które mają ze sto lat, dokładnie pasują do mojego charakteru. Psuje się od środka. Akurat do pokoju weszła ciotka, gdy wyjęłam żyletkę. Dziękuje, że mnie powstrzymała. -Mówią o tobie w radiu!- krzyknęła. -Okej. Włączyłam radio w telefonie i włożyłam do uszu nowe słuchawki. Zawsze je gubię. Jakiś dziennikarz spytał: `co łączy cię z nijaką Lucy Jones?` A znajomy mi głos odpowiedział: ,Jest częścią mojego życia. Pokłóciłem się z nią, bo bałem się, że ją stracę., Niall. Horan. Tak. Myśli? O mój boże! Natrętny dziennikarz znowu zadał pytanie: ,Jesteście parą?, ,Nie, jeszcze nie., I nie będziemy. Ja już go znam na wylot. Mówi to, aby zyskać sławę. Ale ja nie jestem taka jak inne. Jestem mściwa i pamiętliwa. Dwie najgorsze cechy w jednej drobnej dziewczynie. —————
*Harry* Obudziłem się obok Taylor. Co ona tu robi?! Głowa mnie boli, czyli wszystko jasne. Na pewno nie zrobiłem tego umyślnie, chociaż wszyscy sądzą, że po piwie jestem bardziej do życia. Założyłem na siebie swoją ulubioną koszulkę. Białą, a do tego czarne spodnie. Zbiegłem po cichu po długich schodach. W kuchni był już ktoś. A tym kimś był Niall. -Czy ja i Taylor coś wczoraj.. wiesz?- zacząłem rozmowę. -Nie. Poszła do ciebie, bo chciało jej się spać. Ja z Louis'em zanieśliśmy cię na górę, bo nie kontaktowałeś z rzeczywistością.- powiedział oschle. -Nie kontaktowałem z rzeczywistością?- usiadłem na stołku, masując swoją głowę. -Powiedzmy, że bredziłeś jakieś rzeczy.- oznajmił Niall. -Jakie?- dopytywałem dalej. -Coś o Lucy. Jak bardzo ją kochasz. Miałeś gorączkę, wiesz?- wszedł do kuchni Louis. -Ja.. Jak to?- złapałem się za głowę. -Wyzywałeś mnie, bo ci ją zabrałem, więc sprawdziliśmy czy nie masz gorącego czoła, bo byłeś dosyć czerwony. Wybaczyłem ci to, bo inaczej byś leżał w łóżku, ale z siniakami.- zerknął na mnie Horan. -Aha. A ty z nią chcesz być?- zadałem pytanie. -Muszę. Oznajmiłem to mediom i nie za bardzo nie wywiązywać się z obietnic.- wycedził prze zęby. -Hej misiaki!- weszła Taylor i mocno mnie uściskała. -Zerwaliśmy. Nie pamiętasz.- warknąłem. -Nie publicznie. Nie liczy się!- zachichotała. Wstałem mocno wkurzony i wyszedłem na balkon. Na moje szczęście było sporo dziennikarzy. Fanki na mój widok zaczęły piszczeć. Zauważyłem transparenty: Chcemy szczęścia Niall'a! Harry i Taylor.. Itd..Itp.. -Nie chodzę już z Taylor!- krzyknąłem, rzucając im swoją koszulkę. Poniosło mnie. Zdarza się. -Sukinsyn!- szepnęła przez łzy Swift. -Do usług.- zaśmiałem się. -Nie mogę uwierzyć, że przyjaźnię się z dwoma łamaczami kobiecych serc.- zaśmiała się Danielle. *Lucy* Ubrałam się w ulubione, a jednocześnie najdroższe ciuchy jakie miałam. Błądząc myślami w nocy, w końcu postanowiłam, że dzisiaj pójdę do Niall'a i wszystko sobie wyjaśnimy. Weszłam do ponurej kuchni do której wlatywały pojedyncze promienie słońca. Londyn i ładna pogoda, aż dziwne. Włączyłam prostownice i położyłam ją w salonie, aby się nagrzała. Wracając do wyglądu. Założyłam czarną bluzkę z białym napisem YOU LOVE ME? A pod spodem słowo NOPE. Do tego białą kurteczkę, białe rurki oraz ciemne koturny. Kupiła mi je mama. Gdy jeszcze żyła. Nie, Lucy opanuj się! Zaraz wychodzisz, a nie chcesz się rozmazać? Zamknęłam dom, ciotka znowu była w restauracji a wujek naprawiał samochód który znowu mu się zepsuł. Taksówka już czekała. Paparazzi na mnie przed domem też czekali. Jakie to żałosne. Przeszłam obojętnie, pokazując im środkowego palca na którym miałam pierścionek z wygrawerowanym napisem FUCK YOU.
*Godzina później* W końcu jestem. Moje ukochane korki na mieście były. Kierowca taksówki zanudzał mnie swoimi historiami życiowymi rozpoznając moją aktualnie znaną twarz. Za autograf dał mi 50% zniżki. Drzwi otworzył mi Harry, nieco zmieszany. -Ja do Niall'a.- przerwałam krępującą ciszę. -Pojechał do naszego menadżera z innymi. Powinni zaraz być.- wpuścił mnie do środka. -A ty czemu nie pojechałeś?- spytałam go. -Powiedzmy, że zerwałem z Taylor a teraz on będzie za to odpowiadał.Nie miałem ochoty na kłótnię.- wycedził przez zęby.










-Ta. Słyszałam o waszym zerwaniu. Wiesz, że nie musiałeś rzucać swojej koszulki tym dzikim dziewczynom?- zaśmiałam się. -Poniosło mnie.- lekko zarumienił się. -Jesteśmy!- otworzył drzwi Zayn. -Hej! Hej! Ja do Niall'a, więc wam go porwę.- pociągnęłam za sobą blondyna do kuchni. -Znasz już chyba nasz dom, aż za dobrze!- zachichotał. -Posłuchaj. Nadal nie wiem co do mnie czujesz. Przy mnie mówisz tak a media donoszą inaczej. Powiedz prawdę.- spoważniałam. -Prawda jest taka, że cię kocham. Oboje się zmieniliśmy i nie chce cię zranić. Najbardziej boję się tego, że mogłabyś przeze mnie popaść w depresję.- dotknął mojego policzka. -Ja też cię kocham Niall. Dajmy sobie szansę, okej? A jeśli nie wyjdzie, to będziemy przyjaciółmi. Obiecaj mi to!-otarłam łzę. -Obiecuję.- pocałował mnie w usta, a ja się nie sprzeciwiałam. -Ula la! Niall'uś jest zakochany!- w progu stanęli chłopaki z zespołu. Wszyscy byli roześmiani, oprócz Hazzy. W jego oczach widziałam smutek i nienawiść. Do mnie? Niall nabrał rumieńców. On od zawsze wstydził się swoich uczuć. -Szczęścia!- zachichotała Perrie. Spojrzeliśmy się z Horanem na siebie i wybuchliśmy śmiechem, po czym wybiegliśmy z kuchni. Skierowaliśmy się do jego pokoju. Całował mnie w szyję, a ja całkowicie mu się oddałam. Później przeszedł do ust i zdjął swoją koszulkę. -Nie mogę.- odepchnął mnie. -Czemu?- zawiodłam się. -Nie mogę i tyle. Nigdy tego nie robiłem, a w dodatku nie zabezpieczyliśmy się, więc nie jest to mądre.- uśmiechnął się nonszalancko. -Od kiedy ty się taki mądrala zrobiłeś?!- wybuchłam śmiechem. -Od zawsze? Ja traktuję nasz związek poważnie. Nie wiem jak ty, ale ja na pewno. Nie chcę tego z tobą robić, gdy wiem, że nie jesteś na to gotowa.- oznajmił pewnie. -Ja nie jestem gotowa?! Zastanów się co ty do mnie mówisz! Oddałam się tobie. To ty boisz się tego uczucia. A może po prostu wiesz, że jestem nieodpowiednia dla ciebie?- spytałam. Czekałam na odpowiedź. Tak, tego najbardziej się obawiałam. Tej cholernej, głuchej ciszy. Walnęłam go w policzek i wybiegłam z pokoju. No. To chyba na tyle co do NAS. -Lucy co się stało?- zawołali chłopaki, gdy mnie ujrzeli. -Nic.- rozsiadłam się na miękkim krześle w kuchni. -Widzimy, że coś się stało.- oznajmiła Dan. -Wasz kumpel po prostu nie jest gotowy na związek.- syknęłam wkurzona. -Niall? Przecież dopiero co zaczęliście chodzić.- próbowała bronić go Perrie. -Nie będę się wam tłumaczyć! On doskonale wie o co nam poszło. Ma to teraz pewnie w dupie, jak wszystko co dotyczy mnie! Jestem tylko zimną suką, nic więcej.- powiedziałam i.. chyba zemdlałam. —————Obudziłam się na miękkim łóżku w nasłonecznionym pokoju. Taka piękna pogoda, a ja leżę przez dłuższy czas. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju kierując się do salonu, gdzie grał głośno telewizor. Lou, Zayn i Liam grali w jakąś grę, coś typu siatkówka. Tomilson miał znaczną przewagę, więc Li oznajmił specjalnie: -Jak wygrasz to zabiorę ci twojego misia Zbysia! -Nie zrobisz tego!- zrobił smutną minę Louis. -Jak przedszkolaki.- wtrąciłam się siadając na kanapie. -O! Wstałaś! Uściskałbym cię ale jestem zajęty.- wskazał na telewizor Zayn. -No, ale wiesz. Jakbyś była chętna na przytulasa, to zawołaj Harr'ego. On umie dogodzić kobietą!- zachichotał Liam. Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie i wszyscy spojrzeliśmy się na Stylesa. -Dogodzić?- zrobił głupią minę. -No! Jak jakieś laski, choćby Swift tu przychodzą to niezłe krzyki są w nocy!- krzyknął głośno Zayn. -Ściany mają uszy.- dodał po chwili Payne. -Dobra, dobra. Jak się czujesz?- zerknął na mnie Harry. -Okej. Ale mam ochotę jechać do domu.- ziewnęłam. -Mogę cie wykorzystać?- dodałam, unosząc śmiesznie brwi. Powiedziałam to do Stylesa, a chciałam żeby powstały dwuznaczności. -Uu! Harry, kocie!- zaśmiał się Louis. -Chciałam spytać, czy odwiózłby mnie do domu, ale skory ty tego Tomilson pragniesz!- zaczęłam go łaskotać. Położył się na podłodze nie wytrzymując ze śmiechu. -Wygrałem!- wrzasnął Malik. -Dobra, chodź ja cię zawiozę.- rzucał kluczami z ręki do ręki Harry. -Jaki chętny.- uniósł brew Liam. -My się jeszcze rozliczymy!- krzyknął Styles do nich, gdy wychodziliśmy. Wsiadłam do samochodu opierając się o szybę. Myślałam o incydencie z Niall'em. Z NAS chyba nic nie będzie. Nie zauważyłam nawet, że byliśmy już blisko mieszkania mojej cioci. Nie daleko coś się paliło. Słychać było wycie straży pożarnej i karetek. Cholera jasna! Niech cię szlag trafi Lucy Jones! Nie wyłączyłam pieprzonej prostownicy wychodząc z domu! -Lucy!- usłyszałam krzyk za sobą, gdy wybiegłam jak poparzona z samochodu. Schowałam głowę za rękami. Zamknęłam oczy. To tylko pieprzony sen. Zaraz się z niego obudzisz! Otworzyłam oczy. To była jawa. Do karetek wnosili dwa ciała owinięte w złotą folie. Jedna osoba jeszcze żyła, ruszała się. Podbiegłam tam. -Ciocia!- łzy cisnęły mi się do oczu. -Kocham C..- zamknęła oczy. Świat widziałam teraz przez mgłę. Harr'ego otaczali paparazzi. Ciekawe czy kiwnęli palcem, aby pomóc przed spłonięciem. Pewnie nie. Przecież oni potrafią tylko zatruwać komuś życie.

Dzięki za tak dużo wyswietleń na blogu. Mało jest komentarzy, ale widzę, że wchodzicie i bardzo za to dziękuje. Jakieś dziesięć dni temu miałam 50 wyświetleń, a dziś jest ponad 500.
Dzięki i udanego sylwestra życzę!

1 komentarz:

  1. "Wyzywałeś mnie, bo ci ją zabrałem, więc sprawdziliśmy czy nie masz gorącego czoła, bo byłeś dosyć czerwony. Wybaczyłem ci to, bo inaczej byś leżał w łóżku, ale z siniakami." - To było fajne. kropka.

    OdpowiedzUsuń